stopniowo opuszczał Jej świat

Tak bardzo chcieli być sobie przeznaczeni. Marzyli o jedzeniu z jednego talerza, piciu herbaty z tego samego kubka. Spacerowaniu razem, niekoniecznie za rękę. Pragnęli spoglądać w ten sam Księżyc, czytać te same litery. Uzupełniać się. Wypełniać sobą brakujące elementy. Tańczyć w kroplach deszczu. Zaistnieć w swoich rzeczywistościach.


Ona, dławiąc się własnymi łzami, czuła, że potrzebuje Go o jedną chwilę bardziej. Nieustannie tęskniła za Jego wzrokiem,zapachem, dotykiem, obecnością, słowami. Żyła w przeświadczeniu straty, lęku o następny dzień, uczuciu, które zrodziło się na fundamentach nieosiągalności.Nie bała się Jego. Odczuwała strach, przed przyszłością. Przed tym gdzie mogłyby powędrować Jego dłonie. Ten rodzący się w Niej niepokój sprawiał, że zapominała jak nabierać powietrze do płuc, paraliżował Jej gesty, okradał z siły. Siły, dzięki której nie bała się tonąć w Jego tęczówkach. Nigdy nie nauczyła się jak powinno wyglądać rozstanie. Była tak słaba, że nie potrafiła odejść zbyt wcześnie. Zwracając smak codziennego dnia.


Katowała ją myśl, że jest kimś gorszym. Nie zasługuje na kilka kropel szczęścia. Na przyszłość mieniącą się siedmiokolorową paletą barw czy zwykłą rozmowę kończącą się blaskiem wschodzącego Słońca. Największy niepokój siała idea, że jest dla Niego niczym.Zawsze wtedy, kiedy czuła się samotna, ta koncepcja wkradała się niczym sprytna złodziejka do komnat duszy. Pewność, ze jest była Jej potrzebna jak życiodajna woda. Niekiedy marzyła tylko o zwykłej rozmowie telefonicznej. Aksamitnym głosie, który zapewniał, że Jego powietrze jest wypełnione Jej obecnością. Że jest częścią męskiej rzeczywistości. Nie otrzymała takiego potwierdzenia.


Upadała coraz niżej. Po każdym z potknięć próbowała się odrodzić. Jednak kolejne okazywały się bardziej bolesne.Przeszywały Jej słabe serce. Rozrywały na strzępy wnętrze. Nie potrafiła wykrzesać z siebie siły. Klęska stała się Jej codziennością. Potrzebowała obecności. Tej namacalnej pewności, że jest priorytetem w Jego życiu.  Wiedział, że nie potrafi żyć. Widział, że pod pozornym uśmiechem skrywała siateczkę bólu. Niemal czuł jak targa nią huragan wątpliwości. Z każdym dniem kurczyła się. Nie fizycznie, ale duchowo. Nie potrafił, może nie chciał Jej uratować. Jej prywatnym lekarstwem były Jego ramiona, dotyk, słowa. Ta cała kompozycja byłą również unicestwieniem. Pragnęła czuć Go każdą komórką. Jak swoim tajemniczym spojrzeniem przenikał Jej duszę.


Stopniowo odbierał Jej rzeczywistość.Tą zwykłą, ludzką, codzienną, dzięki, której można nauczyć się żyć. Gdzie kolejne uderzenie serca jest odmierzone sekundą zegara. Nigdy nie obnażyła się przed Nim ze swych uczuć. Powiedzenie „Kocham Cię” było dla Niej przejawem kobiecej słabości. Wydaniem wyroku na samą siebie. Nie pragnęła zabić się własną bronią. Oczekiwała na Jego słowa lub gesty. Na pewność, że potrafiłby się w Niej zakochać. Odtworzyć na płótnach życia jej kruchość i delikatność,które skrywała pod burzą włosów. W konturach Jej subtelności zamknąć swoje marzenia. Taki moment nigdy nie nadszedł. Stopniowo opuszczała Ją nadzieja.Krew wypływała z Niej maleńkim strumieniem.


Zabijała Ją powściągliwość uczuć Mężczyzny. Miłość, która zrodziła się po zachodzie Słońca, a której nie potrafił sprostać. Nie mówili głośno o swoich pragnieniach, lękach. Mieli własne poduszki wyszywane rozpaczą, nadzieją i samotnością. Zniszczył Ich świat, który nigdy nie potrafił im uwierzyć? Czy może zrujnowali siebie sami nie potrafiąc zawalczyć? Czy jednak to uczucie było tak nieosiągalne? Lęk,strach i obawa chwytał ich za dłoń i nie pozwalał na swobodne ruchy. Tęsknota stała się rutyną, która rodziła się o poranku i nie umierała w świetle Księżyca. Wtedy nabierała jeszcze większej mocy.


W przedłużającym się odosobnieniu spisywała Listy do Boga, prosząc, żeby przestał istnieć w Jej świadomości.Kiedyś wierzyła, że potrafi wyrzucić Go z serca, z pamięci, ze wspomnień. Nigdy nie odważyła się tego uczynić, nie pragnęła tego. W najgłębszy komnatach umysłu przechowywała Jego słowa. Uwielbiała do Nich wracać, tak jak do spojrzeń czy gestów, które zostawił na Jej delikatnej skórze.


Powoli przyzwyczajała się do myśli, że pewnego dnia nie odbierze telefonu. Że kiedy stanie u progu drzwi, nie otworzy.Stopniowo opuszczał Jej świat, zostawiając chaos. Duszę ogarniała ciemność.Tonęła w morzach rozpaczy. Nie potrafiła powstać, z kolejnego upadku. W pokaleczonych dłoniach ukrywała twarz. Nową codzienność witała wyposażona w atrybuty pozornie szczęśliwej kobiety.


wypalam się, każdego dnia coraz bardziej.

Komentarze

  1. Zawsze miałam co do Was podobne wątpliwości, o których tutaj napisałaś... Ale to wszystko przecież nie jest proste, w końcu to nie zwyczajna miłość kobiety i mężczyzny, a uczucie zakazane, które rządzi się własnymi prawami. Ostatnie dni... nie umiem sobie wyobrazić co teraz czujesz...

    OdpowiedzUsuń
  2. Słowa są potrzebne, sama obecność i dotyk nie wystarczą. Zwłaszcza słowa miłości. Nie można się ich bać.

    OdpowiedzUsuń
  3. tych słów potrzebuje. za nimi tęsknię

    OdpowiedzUsuń
  4. ~kalejdoskopwspomnien24 czerwca 2011 18:17

    Ja.. Ta nota jest o mnie. Przepraszam, nie wiem jak to skomentować. Co do samego końca noty- nie daj się wypalić. Ratuj się.

    OdpowiedzUsuń
  5. A odwzajemniałaś je?

    OdpowiedzUsuń
  6. starałam się, ale chyba bardzo się ich baliśmy.

    OdpowiedzUsuń
  7. ~butterflychild15 lipca 2011 12:02

    Nie możesz dać się wypalić! - z troskąCóż za brednie!Po ziemi trzeba stąpać twardo! - racjonalistaAleż Aleksandro.. - tak powie OnJeśli chodzi natomiast o moje do tego podejście, to nie mogłam nic napisać przez dłuższy okres czasu, gdyż te zdania obrazowały Twoją historię, lecz czytając je miałam oczy pełne łez.. chyba nie jestem w stanie napisać niczego co pomoże Ci. Jestem z Tobą - to na pewno i bez względu na okoliczności i sytuacje w moim życiu pamiętam o Tobie i martwię się. Chociaż teraz jestem daleko..

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty