we śnie i na jawie

thinking about you

Powoli, stopniowo, niespiesznie próbowała rozpocząć nowe życie. Własną duszę otaczała murem budowanym z rozsądku, spokoju, samotności. Starannie dobierała elementy jakimi wypełni swój świat. Strzępki nadziei, które przygniótł rozum, leżały obojętnie na krawędzi zapomnienia. Nie prosiły. Nie płakały. Nie tłumaczyły. Teraz jej istnieniem była rutyna, w którą starała się wkomponować. Każdego ranka, wychodząc z domu przywdziewała maskę uśmiechu,może odrobiny szaleństwa udowadniając innym, że potrafi żyć.


Była trochę nostalgiczna. Obawiała się, że ktoś nieodpowiedni dotknie najgłębszych zakamarków jej duszy, niszcząc granice, które skrupulatnie budowała. Nocą uciekała na samotne wrzosowiska.Spływające łzy ścierały z Niej fałszywe przebranie, krzyk rozdzierał Jej głębię. Błagała Księżyc, żeby zwrócił Jej dawne życie. Podarował sny, w których tęskniła, cierpiała,czuła. Pragnęła ponownie poczuć smak powietrza o zabarwieniu romantyczności, melancholii i Jego.


Tak, to chyba Jego brakowało Jej najbardziej. W dniu, w którym zdecydowała się pogrzebać Go na cmentarzu wyczerpanych nadziei, zabiła siebie. Sądziła, że jest na tyle silna, żeby oszukać serce. Jednak Ono,było bardziej wytrwałe. Wsłuchiwało się w ciszę próbując wychwycić każdy, nawet najmniejszy detal tego mężczyzny. Szmer stóp ocieranych o podłoże, zapach zostawiony za rogiem, cichy szept i głośny wybuch śmiechu. W najtrwalszych zakamarkach pamięci zapisywało każdy szczegół, który tak bardzo pragnęła zapamiętać, a następnie odtworzyć na płótnie wspomnień, kiedy Jego zabraknie. Kiedy odejdzie wyrywając siebie, z kobiecej rzeczywistości, z cichego marzenia o wspólnej przyszłości.


Uwielbiała karmić swoje wygłodniałe rozłąką tęczówki Nim. Wpatrywać się w te maleńkie cząstki identyfikujące Jego. W uśmiech kryjący się w kącikach warg i ten odważny goszczący na twarzy. W spojrzenie przeszywające Jej duszę oraz to rozmarzone, kiedy odpływał myślami. W dotyk szczupłych palców, kiedy zatapiał je w Jej włosach, skórze lub kartkach książki. Śledziła wszystko co działo się w Jego sercu od gniewu, poprzez lęk, bezradność, aż do spokoju.


Nawet nie wiedziała,czy chce żeby była. Jednak ona potrzebowała Jego żeby istnieć. Namacalnie i platonicznie. We śnie i na jawie. O poranku i po zmierzchu. W świetle Księżyca i blasku zachodzącego Słońca. Wczoraj, dziś i za kilka lat. Potrzebowała Go, bo był fundamentem Jej życia. Tym, na którym budowała jego nową odsłonę. Może nawet niecałym, ale jego częścią. Tą istotną, bez której runął, kiedy zatopił swoje oczy w Jej tęczówkach barwionych bólem, tęsknotą, szczęściem oraz łzami.


Była głupia, naiwna,sentymentalna. Swój świat wyryła słowami zamkniętymi pośród kart pamiętnika. Kolejny raz pozwoliła oczarować się wspomnieniom, czy może raczej wyobrażeniom.


Między rzeczywistością, a marzeniem jest granica, którą trudno zniszczyć. Jej również się to nie udało. Obudziła się. W walizkę spakowała swoje nowe życie i ruszyła drogą pozbawioną wszelkich złudzeń. Na koniuszkach Jej palców spoczywały resztki tęsknoty. Niekiedy miłość, choć piękna, odchodzi. Odchodzi nawet się nie rozpoczynając. Zostawia dzień i noc przepełnione niemą rozmową, kroplami wyschniętych łez oraz bólem umierającego nieba. I to jest najgorsze. To najbardziej uderza w serce.



"Przypuszczam, że nadszedł czas, abym pozwoliła Ci odejść"

Komentarze

  1. Niektóre cząstki pozostawione w sercu innego człowieka umierają, gdy on od nas odchodzi, ale czasem trzeba pozwolić im odejść. Może to jedyna droga do Twojego prawdziwego szczęścia?

    OdpowiedzUsuń
  2. tylko tak trudno to urzeczywistnić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czas pomoże wspomnieniom wygasnąć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty