Kryzys


Wracam. Wracam, po długiej nieobecności. I chciałabym się z Wami podzielić tym jak wspaniale jest być Żoną. Jak pływam w morzu miłości… ale to nie będzie historia o tym.

Przedślubny stres zaskoczył mnie miesiąc przed ślubem. Wariowałam, denerwowałam się i w pośpiechu domykałam wszystkie sprawy, żeby było idealnie. Dzielące nas kilometry tylko potęgowały rosnące napięcie. Namacalna obecność Narzeczonego blisko, moment kiedy otaczał mnie silnym ramieniem sprawiał, że stres mijał. Nabierałam pewności, że wszystko będzie dobrze, bo jesteśmy razem, bo to nasz wyczekany moment. Dzień ślubu przyszedł zbyt szybko. Zaskoczył mnie brak stresu oraz uczucie ogromnego szczęścia i pewności, że wszystko jest tak jak być powinno. Ubrana przez mamę w najpiękniejszą suknię czekałam na Niego. Przyszedł. Z przepięknym bukietem świeżych kwiatów, łzami w oczach i drżącymi dłońmi. Będąc jeszcze u progu świątyni powtarzałam jak bardzo Go kocham i jak szczęśliwa jestem. Moment przysięgi. Bez wątpienia najpiękniejszy z całego dnia. Jego drżąca dłoń na mojej i łzy w oczach kiedy wypowiadał te słowa biorę Ciebie za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Miałam ochotę go przytulić, całować, pieścić, kiedy widziałam prawdziwość jego uczuć, kiedy wszyscy doświadczyli wzruszenia prawdziwego twardziela. Gładziłam jego dłoń i uśmiechałam tylko do Niego.

Po wspaniałej zabawie, cudownym tygodniu małżeństwa czekały nas wspólne wakacje na przepięknej greckiej wyspie. Minęły na zachwycie sobą, wyznaniach miłości, spacerach i wzajemnym upajaniu się sobą. Nie chciałam wracać do rzeczywistości. Chciałam spalić wszystkie mosty i zostać razem z Nim, moim Mężem, daleko od wszystkich ludzi, od pracy, obowiązków. Przeczuwałam, że rzeczywistość może okazać się bolesna i niestety taka była.

Nadal dzielą nas kilometry, a łączą tylko telefony i kilka chwil spędzonych razem. Rzeczywistość zaskoczyła nas oboje. Brak wspólnego miejsca, brak kompromisów i pokory. To też nas bardzo zaskoczyło. Po miesiącu bycia jednością padły z obu stron bardzo bolesne słowa. Kompletnie nie poradziliśmy sobie w nowych rolach. Mój Mąż zbyt pewnie poczuł się jako małżonek, ale jego niedojrzałość szybko dała o sobie znać. Ja, czując się oszukana obietnicą o wspólnym życiu, stałam się zgorzkniała, rozczarowana i egoistyczna. Między Nami zawisły takie słowa, które nie powinny NIGDY pojawić się w naszych słownikach żałuje, rozwód, nie chce, nie umiem.

Przeżywamy kryzys, nie umiemy się dogadać, zbyt mało jest Nas w tym małżeństwie. Uciekam w samotność, w poradniki o szczęśliwych związkach, w słowa. Nie potrafię znów nas scalić w jedno. A może moje chęci to po prostu za mało….

Komentarze

Popularne posty